środa, 29 czerwca 2016

Abandoned Kids Challenge #2 "Randka w ruinach"


Od wieczornych obowiązków wyrwał mnie dźwięk telefonu.


- Hmmm... Ciekawe, kto dzwoni... - pomyślałam.


- Cześć Lily! Masz czas gdzieś wypaść? - odezwał się głos w słuchawce, wszędzie bym go rozpoznała... Ahhh Tony...
- Niezbyt... Muszę pilnować rodzeństwa, a nie mam ich z kim zostawić.  
- Nie przesadzaj, Lily. Poradzą sobie sami, przecież nie mają 5 lat! Nie daj się prosić - przekonywał mnie.
- No dobrze, ale... 
- Spotkamy się przy kawiarni w Windenburgu o 19! - nie dał mi dokończyć i rozłączył się. 


   Zastałam Tony'ego pod kawiarnią, dokładnie tak, jak powiedział. Był bardzo elegancko ubrany (co ,jak na niego, jest dosyć dziwne, zwykle ubiera się w jakiś t-shirt i jeansy). Poczułam się trochę głupio, nie przygotowałam się na to spotkanie jakoś specjalnie. 

- Jednak przyszłaś! Już myślałam, że się nie zjawisz... - powiedział uradowany.
- Specjalnie dla Ciebie zostawiłam rodzeństwo... - zaczęłam. - Mam nadzieję, że to coś ważnego.
- A może by tak jakieś "Cześć kotku, miło Cię widzieć"? - jak zwykle uwielbia się ze mną droczyć.
- Chciałbyś - mruknęłam.


- Oh, no nie bądź zła... Chciałem tylko ujrzeć Twoją piękną twarzyczkę!
- Przystopuj Romeo - roześmiałam się. - Flirty na mnie nie działają.


- A kwiaty? - zapytał, wyciągając zza pleców krwiście czerwoną różę.
- Kwiaty już bardziej, a szczególnie róże!
- Wiedziałem! Chodź usiądziemy, a nie stoimy tu jak słupki soli - zaproponował.


- Mówiłem Ci już, że wyglądasz pięknie?
- Już 5 razy dzisiaj...
- No to powiem 6 raz... Wyglądasz p-rz-e-pi-ę-k-ni-e - szepnął mi do ucha, akcentując każdą głoskę.
 

- Nie słodź mi tak, bo dostanę cukrzycy - próbowałam ukryć rumieńce. - Lepiej przejdźmy do konkretów... Po co kazałeś mi tutaj przyjść?
- To już nie mogę tak po prostu chcieć spotkać się ze swoją dziewczyną?
- Tak ubrany? Weź przestań, nie znam Cię od dziś - popatrzyłam na niego niedowierzająco. 


- Ehh, nic przed Tobą nie ukryję! Muszę Ci coś pokazać, to nie daleko... - szepnął mi do ucha, zakładając mi na oczy chustę.  - Tylko nie podglądaj, to ma być niespodzianka...

* 10 MIN PÓŹNIEJ*


Otworzyłam powoli oczy, nie chcąc psuć tej chwili...


   Przede mną rozpostarł się widok na piękne, oświetlone ruiny... Pozostałości po starożytnej budowli pokrywała rozmaita roślinność, a w oddali słychać było cykanie świerszczy. Kiedyś musiała być to twierdza jakiejś zamożnej rodziny albo świątynia, w której oddawano hołd tamtejszym bogom. Czas dotkliwie potraktował tę budowlę. Z (jak sądzę) okazałej budowli pozostało niewiele, jednak mimo minionych lat od czasu jej świetności to miejsce nadal miało swój urok. 


   Rozmyślanie przerwał mi Tony.
- I jak Ci się podoba? - momentalnie się do mnie przybliżył. 


- Jest cudownie! - odpowiedziałam, na co on tylko się uśmiechnął.
    Tak, to był TEN uśmiech... Jeden z uśmiechów, których jeszcze nie rozszyfrowałam. Wyrażał wszystko, a jednocześnie nic. Mimo że znałam go tyle czasu to ciągle mnie zaskakiwał. Chyba właśnie dlatego lubiłam z nim przebywać. Nudzić się z nim nie można.
- Ekhem - przerwał tę niezręczną ciszę.
Ja tylko uraczyłam go pytającym spojrzeniem.
- Ehkem - powtórzył.
- No co znowu? - wybuchłam.
- Czekam na nagrodę... No co się tak patrzysz? Chodzi mi o buziak, rzecz jasna! - sprostował, widząc moją dezorientację. 


      Pochyliłam się nad nim, dałam mu soczystego buziaka w policzek i szepnęłam:
- Dziękuję!
- Nie o taki mi chodziło, ale i tym nie pogardzę - uśmiechnął się zawadiacko. 


- To może mnie oprowadzisz? - zapytałam, uśmiechając się przy tym słodko. 
Nie usłyszałam odpowiedzi na moje pytanie, więc odchrząknęłam: 
- Ekhem.
- Tak? - odpowiedział, tak jakby budząc się z jakiegoś transu.
- Chciałbyś mi coś pokazać w tym miejscu? 
- Jasne, chodź za mną! - powiedział wesoło, ciągnąc mnie za rękę. 


Zdążyłam tylko zobaczyć przelatującego niebieskiego motyla. To chyba jakiś zły omen.


- I wtedy powiedziałam mu... Słuchasz ty mnie w ogóle?


- Tak, tak... - mruknął pod nosem.
- Pff... Akurat... Wiesz co, jak tak mnie słuchasz, to może ja już pójdę. - ostrzegłam go, jednak nie byłam na niego zła, wręcz przeciwnie, rozbawiło mnie to.
- NIE! Czekaj, nie idź... Przepraszam, trochę się zamyśliłem. - przyznał skruszony. 
- Zauważyłam, a co Ci tak zaprząta myśli? 
- Raczej kto... - poprawił mnie. - Pewna piękna dziewczyna... Chciałbym powiedzieć jej coś ważnego, ale nie wiem, jak na to zareaguje. 
- Śmiało, pamiętaj, że nie będzie czekać wiecznie.
- Tak sądzisz?


- A więc Lily, czy uczyniłabyś mnie najszczęśliwszym facetem na ziemi i zgodziłabyś się wyjść za mnie? - tradycyjnie uklęknął i włożył mi pierścionek na palec.



    Stałam jak głupia i nadal wpatrywałam się w pierścionek... Co on właśnie powiedział? Jego słowa nadal do mnie nie dotarły.
- Wiem, że nie znamy się długo, ale nie umiem bez Ciebie funkcjonować. Zrozumiem, jak się nie zgodzisz. - widocznie posmutniał. 
 - Nie, to nie tak jak myślisz. Chcę zostać Twoją żoną, ale nie uważasz, że nie jesteśmy na to za młodzi? Nie jestem jeszcze pełnoletnia.   
    Tony w przeciwieństwie do mnie, już rok temu wkroczył w dorosłość. Miał własne mieszkanie. Mimo, że nadal chodził do liceum, dorabiał sobie jako pomocnik mechanika. Zarobione pieniądze chciał przeznaczyć na wymarzone studia. Był bardzo samodzielny i odpowiedzialny. Czasami, jak się ze mną przekomarzał mówił do mnie "malcu" lub "smarkaczu" (choć dla mnie to było nawet pieszczotliwe), ja nie byłam mu dłużna i sama nazywałam go "staruszkiem" albo moim "ojcem", haha, do dziś mnie to śmieszy. 


- Poczekam nawet 1000 lat - powiedział, obejmując mnie swoim ramieniem. 
    Czułam się przy nim tak bezpiecznie. Pragnęłam już go nigdy nie opuszczać. Utonąć w jego pięknych szaro-błękitnych oczach.
- No nie wiem, czy tyle dożyjesz, staruszku. Chyba niewiele życia Ci jeszcze zostało! - oboje wybuchnęliśmy śmiechem. 
- Przeginasz smarkaczu, może i jestem już stary, ale jestem jeszcze w formie!
- Przekonajmy się! Łap mnie! - zdążyłam krzyknąć i już mnie nie było. 
- Osz ty malcu! 


- Mam Cię, mała! - krzyknął z triumfem.
- To nie fair, zmęczyłam się! - próbowałam się tłumaczyć. 
- I kto tu ma słabą kondycję? 


- Och zamknij się już! - powiedziałam po czym uciszyłam go pocałunkiem. - Ale i tak ja wygrałam... Staruszku...


- Kto wygrał? Przepraszam, bo nie dosłyszałem! - zapytał i po chwili zaczął mnie łaskotać.
- REMIS, REMIS, ale błagam, przestań! - krzyczałam, a właściwie darłam się, jakby ktoś mnie obdzierał ze skóry.  
   Łaskotanie to dla mnie najgorsza tortura ze wszystkich. Chce mi się śmiać, a jednocześnie płakać. Zazdroszczę wszystkim, którzy ich nie mają. Nie muszą przechodzić przez to, co ja czuję. 


- Przecież wiesz, że nienawidzę, jak ktoś mnie łaskocze! - krzyknęłam na niego. 
    On tylko się zaśmiał.
- A ja nie lubię, kiedy się ze mną droczysz! 
- A tak właściwie... Która godzina? 
- Dochodzi 2.


- CO? Tak późno?! Masz szczęście, że nie ma moich rodziców! Gdyby się dowiedzieli, to by był koniec wychodzenia z Tobą! 
- Widzisz, jak czas szybko płynie na dobrej zabawie? Muszę zabierać Cię gdzieś częściej! 
    Ehhh... Faceci! Czemu oni niczego nie rozumieją? A może tylko takich udają... 


- Ja się zbieram, papa!
    Nie zdążył nic powiedzieć, bo ja już byłam daleko i pędziłam do domu. Mam nadzieję, że rodzeństwo już zasnęło. 

    To tyle <3! Mam nadzieję, że post Wam się spodobał! Wprowadziłam więcej dialogów i opisów, myślę, że teraz posty są (choć odrobinę) ciekawsze ;D. Ale sami oceńcie! Podobają Wam się takie posty? Przypominam, że do 3 lipca możecie zadawać pytania do Q&A! To ja się już z Wami żegnam! Papa ^^!